Po zawarciu umowy o zachowaniu poufności mogliśmy przejść do omówienia podstawowych warunków mojej inwestycji uwzględnionych w treści listu intencyjnego (LOI).
List intencyjny to dokument, który w świecie fuzji i przejęć ma ogromne znaczenie – choć wielu przedsiębiorców wciąż go bagatelizuje. W moim przypadku LOI zawierał przede wszystkim założenie, że nabędę 40% udziałów w spółce, co da mi taki sam procent głosów na zgromadzeniu wspólników, a dwaj dotychczasowi wspólnicy będą mieć po 30% udziałów.
Od samego początku zależało mi na tym, aby uzyskać realny wpływ na działalność stolarni, a najlepiej decydujący głos w kluczowych sprawach. Jednak przedstawiona mi cena za pakiet kontrolny nieco ostudziła mój entuzjazm. Byłem pewien, że cena będzie o wiele niższa, choćby ze względu na obecną kondycję stolarni.
Pomyślałem, że mogę zaproponować kreatywne rozwiązanie: zapłacę część ceny, a resztę… odrobię pracując w stolarni. Pomysł wydawał się całkiem rozsądny, do momentu, w którym mecenas uświadomił mi, że w spółce z ograniczoną odpowiedzialnością wkładem wspólnika nie może być ani świadczenie pracy, ani usług. Musiałem zrezygnować z tej koncepcji i poszukać innego sposobu na zapewnienie sobie decyzyjności.
Z pomocą przyszedł mecenas, który zasugerował, że mogę wzmocnić swoją rolę w spółce nie poprzez wielkość udziałów, ale przez odpowiednie uprawnienia korporacyjne takie jak: wyłączne prawo wyboru prezesa zarządu oraz rozstrzygający głos prezesa przy równej liczbie głosów w zarządzie. To dawało mi realny wpływ, jakiego potrzebowałem. Zdecydowaliśmy, że list intencyjny musi regulować tę kwestię.
Na szczęście LOI zawierał także postanowienie, zgodnie z którym podana cena udziałów jest jedynie początkową wyceną, a jej ostateczna wysokość będzie zależeć od trzech czynników – stanu kapitału własnego spółki, poziomu zadłużenia oraz wyniku badania due diligence.
To była dla mnie dobra wiadomość, bo pojawiła się szansa na bardziej racjonalną cenę.
W liście intencyjnym znalazło się też postanowienie, zgodnie z którym wraz z udziałami w spółce, przedmiotem transakcji mają być również udziały w nieruchomości, na której położony jest zakład stolarski. Perspektywa ta bardzo mi się podobała, gdyż posiadając tytuł do sporej nieruchomości gruntowej, mógłbym w przyszłości łatwiej rozwinąć swój biznes. Warto myśleć perspektywicznie!
Największe zaskoczenie? Termin podpisania umowy sprzedaży – dopiero za trzy miesiące. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, jak skomplikowany i czasochłonny jest ten proces.
Mecenas zabiegał, żebyśmy w liście intencyjnym zawarli postanowienie dotyczące obowiązku złożenia przez wspólników spółki w dokumentacji transakcyjnej oświadczeń i zapewnień dotyczących udziałów, spółki oraz jej działalności, a także o to, żeby w tej dokumentacji znalazło się postanowienie o odpowiedzialności dotychczasowych wspólników stolarni na wypadek, gdyby takie oświadczenia i zapewnienia okazały się niezgodne z prawdą.
Uzgodniliśmy wspólnie, że w ciągu najbliższych 3 miesięcy ani wspólnicy, ani ich przedstawiciele nie będą prowadzić rozmów, negocjować z kimkolwiek innym niż ja, czy zachęcać innych niż ja do składania ofert lub propozycji dotyczących sprzedaży udziałów spółki. Poza tym, odpowiednio przewidzieliśmy też ramy i zasady przeprowadzenia badania due diligence.
Kontrowersyjne było dla mnie postanowienie przewidujące, że LOI nie kreuje żadnego obowiązku zawarcia umowy sprzedaży, w tym nie stanowi umowy przedwstępnej. W pierwszej chwili pomyślałem: „to po co w ogóle to podpisywać?”. Mecenas jednak przekonał mnie, że list porządkuje cały proces, daje mi wyłączność i zabezpiecza najważniejsze kwestie. Na jego wniosek dodaliśmy też postanowienia, które miały charakter prawnie wiążący, tak, abym mógł ich skutecznie dochodzić w razie problemów.
Na samym końcu LOI widniało postanowienie, że jest on całością porozumienia pomiędzy mną a właścicielami stolarni odnośnie do sprzedaży udziałów, a co więcej miał on zastąpić wszystkie poprzednie uzgodnienia pomiędzy nami. To oznaczało, że wszystko, co dla mnie ważne, musiało się w nim znaleźć.
Po setnej lekturze tego dokumentu i omówieniu z mecenasem wszystkich nurtujących mnie kwestii, złożyłem swój podpis pod listem intencyjnym, co otworzyło drzwi do rozpoczęcia badania due diligence. O tym etapie transakcji opowiem wam w kolejnej części mojej historii.