Autorami artykułu są r.pr. dr Radosław L. Kwaśnicki i adw. dr Jarosław Szewczyk.

W ostatnim czasie jesteśmy świadkami niezwykle dy­namicznego rozwoju tech­nologii rozproszonych baz danych (DLT – distributed ledger technology), a w ślad za tym różnego rodzaju pro­duktów opartych na techno­logii blockchain i standardzie ERC20. Po pierwszym etapie popularności samych kryptowalut na rynkach finanso­wych pojawiła się cała gama nieco innego rodzaju kryptoaktywów – tokenów symbolizujących określone rosz­czenia lub uprawniających do korzystania z pewnych produktów, systemów lub funkcjonalności, zwłaszcza takich, które mają powstać dopiero w przyszłości. Pro­ces, w którym tokeny ofero­wane są do nabycia w sposób masowy, najczęściej określa się mianem ICO (initial coin offering), nawiązując tym samym do pierwszych ofert publicznych papierów war­tościowych (initial public offering – IPO). Zapewnienia organizatorów (promoters) dotyczące tokenów i procesu ich oferowania wyrażane są (słownie) z reguły w tzw. whitepapers, jednak opierać się mają przede wszystkim na tzw. inteligentnych kon­traktach (smart contracts), tj. kodzie komputerowym, a nie tradycyjnej i uzależnionej od konkretnej jurysdykcji relacji normatywnej.

Różnice między kodem a publicznymi zapewnieniami

Jak się okazuje, pomimo ogromnego potencjału rynku tokenów początki jego funkcjonowania przypominają nowo otwarty supermarket, w którym pęd za promocjami często przesłania klientom rzeczywistą wartość naby­wanych produktów. Z coraz obfitszych badań wynika, że kod komputerowy (tzw. lex cryptographica), w założe­niu chroniący inwestorów lepiej niż przepisy prawa, przynajmniej obecnie nie chroni ich w sposób satysfakcjonujący. Zapewnienia składane w whitepapers nie zawsze odzwierciedlane są w kodzie, ewentualnie kod daje deweloperom upraw­nienia, o których w white­papers często nie ma mowy. Tymczasem inwestorzy naj­częściej podejmują decyzje inwestycyjne na podstawie materiałów promocyjnych, tweetów, postów na portalu Reddit oraz analiz firm ratingowych, w żaden sposób nieregulowanych, a z reguły opłacanych przez samych organizatorów ICO (tzw. pay to play system). Praktycznie nigdy nie analizują oni treści kodu. Niestety, dość często inteligentny kontrakt nie za­bezpiecza inwestorów przed podstawowymi ryzykami ekonomicznymi.

Podstawowe ryzyka ekonomiczne

W wielu przypadkach inwe­storzy nie są chronieni przed rozwodnieniem ich udziałów w ogólnej liczbie wyemito­wanych (minted) tokenów, ryzykiem opuszczenia pro­jektu przez jego organizatorów tuż po ICO ani ryzykiem zmiany przyznanych upraw­nień samodzielną decyzją deweloperów. Jak wynika z analizy 50 największych procesów ICO z 2017 r. (zob. S. Cohney, D. Hoffman, J. Sklaroff, D. Wishnick, „Co- in-operated Capitalism”), w przypadku około 25 proc. projektów, w których podaż tokenów miała być ograni­czona, zapewnienie to nie znalazło odzwierciedlenia w kodzie. Aż w co trzecim przypadku nie wprowadzono do kodu żadnych ograniczeń co do liczby tokenów mogą­cych się pojawić w obrocie. W przypadku 20 proc. projektów nie obiecano żadnych ograniczeń co do możliwości nieograniczonego zbywania tokenów przez organiza­torów ICO. Przy czym w znakomitej większości przypadków, w których lock-up został obiecany, nie znalazł on odzwierciedlenia w kodzie. Ponadto w przy­padku 20 proc. projektów kod komputerowy zezwalał na następcze modyfikacje funkcjonalności tokenów, przy czym jedynie w przy­padku czterech projektów możliwość wprowadzania zmian jednostronną decy­zją deweloperów została ujawniona w materiałach promocyjnych ICO.

Dotychczasowy obraz rynku

Drobni inwestorzy właściwie nigdy nie analizują kodu. Najczęściej lex cryptogra­phica jest dla nich mniej zrozumiała niż obecne przepisy prawa. Z reguły nie znają oni języka programowania (np. Solidity) lub nie mają możliwości odczytania tzw. bytecode. Najczęściej analizą kodu nie zajmują się nawet portale wystawiające ratingi tokenów. Różnice między kodem a treścią wyrażanych słownie zapew­nień z reguły nie wpływają zatem na ceny tokenów. O popycie i cenie decydują przede wszystkim potencjał projektu, o którym zapewnia się w materiałach pro­mocyjnych, oraz reputacja deweloperów. Takie podej­ście stanowi wodę na młyn szerzącej się manipulacji. Obecnie istnieje wiele grup specjalistów zajmujących się profesjonalnie przeprowa­dzaniem strategii manipulacyjnych, przede wszystkim typu pump and dump (np. CryptoąPumps, PumpKing Community). Co więcej, w niektórych przypadkach przed oficjalnym ICO mają miejsce przedsprzedaże to­kenów (pre-ICO sales), po znacznie niższych cenach, do indywidualnych inwestorów, niekiedy również funduszy VC, którzy wykładają środki finansowe na planowane kampanie marketingowe. Ponieważ najwyższe zwroty z inwestycji w tokeny uzy­skuje się kilka miesięcy po ICO i po ich pierwszych notowaniach na odpowiedniej giełdzie (tj. po największym boomie marketingowym), nie istnieją żadne obowiązki organizatorów dotyczące bieżącego informowania o postępach w pracach nad rozwojem finansowanego produktu, zaś kilka miesięcy po ICO wiadomości na Twitterze zaczynają się pojawiać coraz rzadziej. Czę­sto strategia inwestycyjna polega na nabyciu tokenów jak najwcześniej i zbyciu ich jak najszybciej po debiucie giełdowym. Taki stan spraw napędza wyścig o jak naj­szybsze „odkrycie” tokenu oraz strach przed spóźnieniem się z inwestycją.

Artykuł ukazał się w dzienniku Parkiet dnia 28.09.2018 r.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ